Christus vivit „Młodość i starość. Jezus podnosi”

#DARświadectwa#Młodośćistarość#Jezuspodnosi

Historia dwóch braci oraz ojca (Łk 15, 11-32), to cześć mojej historii. Chciałabym, aby każdy przez to świadectwo zdał sobie sprawę, że życie jest pełne trudnych momentów, ale gdy tylko zaufamy Bogu czeka nas perspektywa życia przy Nim w bezgranicznej miłości. Każdy człowiek bez względu na wiek ma dar młodości, który jest siłą do obrania nowej drogi. W przypowieści Jezusa młodszy syn doświadczył samotności, udręk czy ubóstwa, doprowadzając do własnego upadku. Sama pod wpływem wyborów, przeszłości doświadczyłam tych czy podobnych skrajności. To był niełatwy okres. Moja młodość przelatywała mi przez palce, czułam że nie wykorzystuje jej, wręcz ją niszczę. Osamotnienie wlewało uczucie pustki, która siała spustoszenie. Wszystko to, doprowadzało mnie do ogromnego poczucia winy, dlatego uciekałam do „łatwiejszego” rozwiązywania problemów poprzez sięganie po używki świata. Po tym jak upadłam nie miałam siły, aby się podnieść. Moje własne wewnętrzne głody spowodowane brakiem zaufania, miłości, bezpieczeństwa, akceptacji siebie i mojej historii dawały mi poczucie totalnej beznadziejności. Dodatkowo zazdrość, obwinianie się, porównywanie się do ludzi młodych, którzy mają karierę, urodę, zaplecze finansowe. A ja? Gdzie w tym świecie jestem? W którym miejscu mam się ustawić? Co lub Kto ma być moją wartością? Oskarżenia oraz wyrzuty sumienia spędzały mi sen z powiek. Czułam się niewystarczająca, niepotrzebna, niepasująca do modelu młodego człowieka we współczesnym świecie. Nie miałam celu do życia, bo jak mogę mieć skoro jestem tak wybrakowanym człowiekiem? 8 października 2020 roku podczas rekolekcji w D.A.R prowadzonych przez ks. Łukasza Knosala usłyszałam że „za nim człowiek wejdzie w posługę, odkrycie powołania musi napełnić swoje głody, a kluczem do tego jest doświadczenie miłości bezwarunkowej, którą otrzymamy tylko i wyłącznie od Boga”Od tego momentu szłam krętą i zawiłą drogą jaką jest życie spoglądając bardziej uważnie na siebie. Dotychczas moje lęki i pokusy zawężały mi patrzenie – ślepota duszy. Bardzo potrzebowałam uzdrowienia wzroku, stanięcia w prawdzie do tego kim jestem. Niosąc „ten” ciężki plecak nie byłam wstanie odważyć się pójść dalej. W pewien sposób sądzę, że mimo jego ciężaru można wybrać opcję dźwigania go całe życie. Bo niekiedy łatwiej jest przystać przy tym co znane i użalać się nad swoim cierpieniem, nad swoją historią. Egoistyczne narzucanie własnego planu na życie, sądząc ze wiem najlepiej, to serce zestarzałe przez którą traci się młodość, czyli szansę do rodzenia się na nowo, do powstania i przemienia się. Sądzę, że w mniejszy lub większy sposób można jej doświadczyć, to od nas samych zależy na co się zdecydujemy. Podczas zimowych rekolekcji ignacjańskich Pan Bóg objawił mi się jako Ojciec, który akceptuje mnie taką jaką jestem. Zawsze czeka na mnie z otwartymi ramionami, po to aby mnie przyjąć, wysłuchać, nie oceniać, ukochać. Mogłam „ogrzać się” w jego czułej i delikatnej miłości. Pozwoliło mi to zrozumieć, że On już dawno mi wybaczył, że ja nie muszę dalej za te grzechy cierpieć. „ŻYJ! JESTEŚ MŁODŁA, ŻYJ!” Czeka mnie jeszcze długa droga budowania zaufania i ściągania „bezpiecznych kurteczek”, ale On dał mi nadzieję, że warto.To doświadczenie poczucia bezpieczeństwa dało mi odwagę do życia i rozwoju, także poniesienia odpowiedzialności za role jakie pełnie i za sprawy, które są niedomknięte. Dało mi to również nadzieję, że ilekroć upadnę, Tato mnie podniesie. Otrzepie brudne spodenki, podmucha w ranę, przytuli i powie: JESTEM Natalko, daj rękę. To w Nim znajdę Najdoskonalszą miłość. Rodzice to opiekunowie, którzy jak potrafili tak wskazali mi drogę.Dziś myślę o swojej historii jako doświadczeniu z którego mogę czerpać siłę. To nieoceniona nauka jaką daje życie. Sądzę, że w każdym człowieku odnajdziemy dwie części: młodość i starość. To od nas zależy, którą opcję będziemy wybierać. Pewne jest jedno, serce karmione pokorą, cierpliwością, prawdą ma szansę na życie wieczne. Źródłem młodości jest Chrystus, to wybór Jego drogi, która obleczona jest w cierpienie doprowadzi nas do życia wiecznego – życia w bezgranicznej miłości. Papież Franciszek przywołując w adhortacji przypowieść dwóch braci i ojca, pokazuje jednego człowieka, który doświadcza w życiu upadku przez grzech, ale i możliwości odnawiania się w Bogu Ojcu.

Natalia (łac. dies Natalis – dzień narodzin)

Christus Vivit – 12-13

Christus vivit „Jezus czuwający”

#DARświadectwa#Jezusczuwający#ChristusVivit

Odkąd pamiętam w moim domu rodzinnym chodziło się do kościoła. Zawsze w niedziele, a gdy zostałem ministrantem (w wieku dziecięcym) również w tygodniu. Na początku rodzice bardzo pilnowali abym chodził na podjęte służby, a z czasem sam zacząłem tego pilnować. Jednak służba, którą podejmowałem nie wypływała z serca. Wielokrotnie pytałem siebie po co mam iść na służbę albo w ogóle do kościoła. Nawet gdy dostawałem odpowiedź od drugiego człowieka, nie wpływała ona do mojego serca. To była pewna dawka wiedzy, która mówiła, że tak się robi lub, że warto tak robić. Moja, w pewnym sensie wegetacja wiary trwała do 21 roku życia. Oczywiście przez te lata zdarzały się wzloty i upadki pod względem zaangażowania w szeroko rozumiany Kościół i wspólnotę Kościoła, jednak nie ważne co, dalej trwałem w mojej posłudze jako ministrant. Gdy miałem 21 lat doświadczyłem żywej obecność Boga w moim życiu. To było na jednym z wyjazdów duszpasterskich (akurat wyjazd z Wrocławskiego duszpasterstwa), który wymógł na mnie zejście z mojego miejsca na kanapie przyzwyczajeń i nawyków. Można powiedzieć, że burza nadeszła nad mój wewnętrzny domek i trwała przez dwa tygodnie, bo około tyle trwał wyjazd i na różny sposób „dokuczała” mi. W tamtym czasie nie przypuszczałem, że mogę doświadczyć obecności Boga, nawet nie myślałem o czymś takim, nie wiedziałem, że coś takiego jest, ale się stało. Jednego dnia po Mszy Św. poczułem wielką radość, pokój serca, nadzieję i ufność do Boga. Nigdy wcześniej tak się nie czułem. To było dla mnie niezapomniane przeżycie, które pewnie będę wspominał do końca życia 😊 W miarę upływu czasu, gdy wspominam sobie tamto wydarzenie odkrywam coraz to nowe rzeczy, które doświadczałem już przed nim. Jednym z takich odkryć jest fakt, że nie przestałem być ministrantem i nie przestałem służyć w Kościele. Tak jak za dziecka ta posługa nie wypływała z mojego serca i wielokrotnie była poddawana przeze mnie pod wątpliwość, tak odkryłem, że wypływała ona z serca Jezusa. Przez całe życie, świadome i nieświadome, zawsze byłem z Jezusem i zawsze mu służyłem. Coś co się kiedyś wydawało marnowaniem czasu i pustym rytuałem lub obowiązkiem, stało się wyrazem niekończącej się miłości Boga do mnie. Odkryłem, że Bóg zawsze był przy mnie i nie pozwolił mi odejść od siebie. Niby od taka sobie rzecz, być ministrantem parę/paręnaście lat. Można by łatwo przeoczyć tą posługę w spojrzeniu na swoje życie z Bogiem, i powiedzieć: ‘’A młody byłem. Nieważne.’’, a jednak jak bardzo ważne, bo o ile ja w tym dużej zasługi nie miałem, to wielką zasługę miał Bóg i moim rodzice. Bóg chciał mieć mnie przy sobie. Jak teraz o tym piszę to muszę wspomnieć o tym, że samo podjęcie się wyjazdu duszpasterskiego, od którego wszystko się zaczęło, również było darem od Boga. Napisałem wyżej, że ten wyjazd dużo ode mnie wymagał i przed wyjazdem byłem tego świadomy (ale nie w 100%), że będzie on wymagający. Jednak podjąłem się niego i za to jestem również bardzo wdzięczny Bogu oraz ludziom, którzy mnie do tego popchnęli, popchnęli do życia bardziej.

Szczepan

Christus Vivit 1-2 1. Chrystus żyje. On jest naszą nadzieją, jest najpiękniejszą młodością tego świata. Wszystko, czego dotknie, staje się młode, staje się nowe, napełnia się życiem. Tak więc pierwsze słowa, które pragnę skierować do każdego z młodych chrześcijan, brzmią: On żyje i chce, abyś żył!2. On jest w tobie, jest z tobą i nigdy cię nie opuszcza. Niezależnie od tego, jak bardzo byś się oddalił, Zmartwychwstały jest obok ciebie, wzywa cię i czeka na ciebie, abyś zaczął od nowa. Kiedy czujesz się stary z powodu smutku, urazów, lęków, wątpliwości lub porażek, On będzie przy tobie, aby na nowo dać ci siłę i nadzieję.

Christus vivit „Czułość i pokora Ojca. Młode serce”

#DARświadectwa#ChristusVivit#CzułośćipokoraOjca#Młodeserce

Wybierając ten fragment CV, myślałam o tym długim procesie, przez który Bóg mnie prowadzi oraz o momencie tu i teraz, w którym dotyka na nowo mojego serca. Z Panem Bogiem chodzę tą naszą wspólną drogą 23 lata, ale tak bliżej i świadomiej od 8 lat, od momentu, kiedy doświadczyłam jego wielkiej namacalnej obecności, bliskości i miłości, a właściwie był to moment kiedy ją przyjęłam i zobaczyłam tą łaskę, którą przecież nieustannie mi dawał od momentu urodzin. Tak się dzieje co jakiś czas, gdy znowu odwracam mój wzrok, a On znowu otwiera mi oczy i uświadamia jaką jestem obdarowaną szczęściarą. Dostaje wtedy po głowie, ale z wielką czułością i miłością. Taka lekcja pokory i świadomości, że On jest ukochanym Ojcem, który daje wszystko, a fundamentem tej Jego miłości jest pokora. Niedawno byłam na rekolekcjach u sióstr Zawierzanek, gdzie ponownie mogłam otworzyć swoje uszy i serce na Jego słowa, w ciszy cierpliwie słuchać. Znów przylgnąć do Niego. Zobaczyłam tam jak Bóg od jakiegoś czasu mnie bardzo urealnia. Moja wiara nie jest wiarą od modlitwy do modlitwy, od rekolekcji do rekolekcji, od emocji do emocji, ale staje się coraz bardziej wiarą życiową, w której chodzę sobie z Bogiem, a on systematycznie mnie wychowuje, oczywiście przez swoje słowo i modlitwę, ale równie mocno przez KONKRETNE SYTUACJE ŻYCIOWE, spotkania, które nie zawsze są przyjemne, ale uczą bardzo wiele. Bóg coraz bardziej poszerza moje wnętrzne do przyzwolenia na cierpienie i ból, który jest dobrym trudem współistniejącym z miłością. Daje szczęście miłowania, które jest wtedy gdy cierpienie i radość stają się jednym, a łączy je miłość. Miłość to największa wartość w której wszystko się zcala. Bóg poszerza moje serce do tego by towarzyszyć innym w ich doświadczeniach. Piękne to i wzruszające, jak widzę, że on ogarnia każdy moment i jest Bogiem bliskim. Realne wydarzenia, realny Bóg, działający w ludziach, spotkaniach i sytuacjach. Od jakiegoś czasu widzę coraz bardziej ten proces decyzji i działającego w nim Boga, który uczy mnie kochać w sposób pokorny. W sposób uznający moją bezradność wobec tego, że ktoś ma inaczej, że nie wszystko zrobię o własnych siłach, że nie jestem panem swojego życia, ale wszystko co mam jest wielkim darem. Uczy mnie pokory i miłości wobec mojej rodziny, otwiera mnie na nich i uczy języka drugiego człowieka takiego jaki jest, nawet jeżeli często nie jest to takie jakie bym chciała. Uczy mnie szanować etap każdego człowieka, nawet gdy bardzo mnie to wkurza. Jezus uczy mnie wychodzić z pokorą wobec niesprawiedliwego osądzenia na studiach, aby pokazać, że moja wartość jest w nim, a nie w tym co ktoś mówi na mój temat. Uczy mnie słuchać, gdy ja już bardzo chce powiedzieć swoje trzy grosze. Uczy mnie, że każdy człowiek niesie ze sobą jakąś historie i należy się mu w niej głęboki szacunek. Na ostatnim wyjeździe, zobaczyłam to jasno i znów się zetknełam z Bogiem pokornym, zależnym i ubogim, który bez mojego szczęścia nie będzie szczęśliwy. Który mówi: „Chce od Ciebie zależeć”, ponieważ miłości nie daje się pogodzić z wolą niezależności. Zobaczyłam Go właśnie takim, który schyla się z pokorą do mnie, całuje w czółko jak Ojciec i nie wypomina niczego. Schyla się do mojego poziomu, a nawet schodzi jeszcze niżej i poddaje się mi. On uczy się mojego języka, by móc się ze mną skomunikować tak jak Ja potrafie. Sam Bóg schyla się pode mną by umyć mi stopy, by za mnie umrzeć, a gdy największy schyla się z szacunkiem przed najmniejszym, mamy do czynienia z miłością w pełni wolności i potęgi. W tym czasie, poczułam wielką wdzięczność i wzruszenie, za to, że ktoś tyle dla mnie robi i zapragnęłam kochać właśnie w taki sposób, uczyć się choć troche tego innego, często bardzo trudnego, wyczerpującego, nieznanego mi języka drugiego człowieka. Gdy już to się dzieje, zaczynamy rozmawiać i dotykamy istoty, a coś co wyprowadzało mnie z równowagi, denerwowało i odcinało od innych, zaczyna być darem i wielką szansą do wyjścia komuś naprzeciw, przynosi zrozumienie i radość, a często głębokie współczucie. Jest to też moment do wyjścia naprzeciw samemu sobie, bo przecież to są właśnie te momenty, kiedy zachowuje moje młode serce na dłużej. Bo moja młodość to ciągłe powroty do pokory i gotowość do zmian, do oczyszczania się i wychodzenia naprzeciw samej sobie. Stawania się sobą jeszcze pełniej. Kochać to chcieć być „przez kogoś”, czyli przyjąć dar i „dla kogoś”, czyli dać dar. Jest we mnie ten lęk przed taką „dorosłością”, która odbiera właśnie tą umiejętność zmiany i empatii wobec ludzi i świata. Dorosłość, która odbiera to miłosierne i otwarte spojrzenie, a wsadza w schematy i rutynę. Jednak wiem że nie do takiej młodości jestem zapraszana przez Boga. Chce być w nim spokojna, bo mam to głębokie marzenie, by stawać się takim zdrowym dorosłym, który owoce swojej młodości ciągle będzie zbierać i pogłebiać, mam taką nadzieję i chce zachować tą ufność, że w nim jestem bezpieczna, że w tej drodze zawodowej, narzeczeńskiej, a potem małżeńskiej, jak już się fizycznie zestarzeje, On dalej tak samo będzie mnie szturchał po głowie, tak czule jak przystało na Ojca i przypominał mi o moim młodym sercu. O pokornym sercu, gotowym do odnowienia, wskazując mi na sytuacje i życie w którym mnie postawił.

Agata

Fragment z Christus Vivit 158-162