ania-lakota

#DarMuzycznych – Scars

Cześć, jesteśmy rodziną. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Wszyscy jesteśmy osobami. Wszyscy jesteśmy
odrębnymi indywidualistami. Każdy z nas jest inni, własny, różniący. Zostaliśmy jednak jakoś tak
skonstruowani, że żyjemy razem, obok siebie i nawet czasami tak, że coś nas ze sobą łączy. Cieszymy
się, gdy słyszymy, że ktoś, kogo dopiero co poznajemy, też lubi malować naturę, wąchać kwiaty, pić
zieloną herbatę z posmakiem cytrusowym, czytać książki o filozofii, jeść parówki, siedzieć nad
jeziorem i się gapić. To jest właśnie ogromny dar, który w każdej chwili możemy dawać drugiej
osobie, czy ją już znamy czy nie. Możemy mieć coś wspólnego. Co to daje? Piękną świadomość, że nie
jesteś sam dziewczyno, chłopaku. Nie jesteś jeden, który tak ma. Czy pamiętasz o tym też, kiedy
dopada cię moment dołu, kiedy rany jakby same z siebie się otwierały? „Nikt mnie nie chce, jestem
niepotrzebny, co ja mogę wnieść w ten świat, przecież jestem nikim..” – brzmi znajomo? Mamy
tendencje do takiego postrzegania rzeczywistości. W tym też jednak możemy mieć coś wspólnego.
„Nie jesteś jedyny, który czuje się złamany, samotny, beznadziejny, bezdomny”. Po to jesteśmy dla
siebie, żeby się do siebie uśmiechać i to odwzajemniać, ale też żeby odpowiadać na czyjeś wołanie o
pomoc, o przytulenie. Każdy przeżywa trudności na swój sposób. Każdy przeżywa swój rodzaj
trudności. Razem możemy dzielić się tym i coraz bardziej stawać jedną wielką ludzką rodziną. Nie być
obojętnym. Wszyscy możemy żyć miłością.
Dzisiaj przydarzyła mi się trasa, przez którą trochę inaczej spojrzałam na trudności. Jechałam w
zupełnie obce miejsce, pierwszy raz w życiu. W tamtą stronę było łatwo, bo nawigacja prowadziła, ale
mimo tego wjeżdżałam w tak dzikie uliczki, że myślałam, że wjadę w pole, które zaraz mnie zje. Może,
gdyby na kursie prawa jazdy zdarzyły mi się takie rzeczy, to nie wiadomo czy instruktor dopuściłby
mnie do egzaminu. No cóż, pola też trzeba samochodem doświadczyć. Kiedy chciałam wracać do
domu, kiedy już czas gonił mnie za mocno, wyładował mi się telefon, który nawigowałby mnie z
powrotem. Pierwszy raz w zupełnie obcym i dalekim miejscu, brzmiało odważnie. Kiedy już
powiedziałam w serduchu „Jezu ufam Tobie”, to pomyślałam o tych wszystkich źle skręconych
drogach, prawie niewyhamowanych zakrętach, przegapieniach czegoś i potraktowałam je jako pewne
punkty odniesienia, dzięki których mogę wrócić do domu. Dojechałam bezpiecznie (ale już z kursową
ostrożnością).
Może jednak nasze trudności mają sens? Może to, że wszyscy je przeżywamy coś znaczy? W Bogu
jesteśmy trochę wariatami, bo poznając Go jako Miłość, która zawsze i wszędzie jest z nami, mamy
nadzieję, którą mało co może zniszczyć. Mamy nadzieję, że po burzy będzie słońce. Mamy nadzieję,
że Bóg przychodzi w każdej chwili i nas nie zostawia. Przychodzi w drugim człowieku, przez niego do
nas mówi. Dlatego właśnie jesteśmy wielką rodziną – w każdym z nas mieszka nasz Tato.

Ania