Christus vivit „Jezus czuwający”

#DARświadectwa#Jezusczuwający#ChristusVivit

Odkąd pamiętam w moim domu rodzinnym chodziło się do kościoła. Zawsze w niedziele, a gdy zostałem ministrantem (w wieku dziecięcym) również w tygodniu. Na początku rodzice bardzo pilnowali abym chodził na podjęte służby, a z czasem sam zacząłem tego pilnować. Jednak służba, którą podejmowałem nie wypływała z serca. Wielokrotnie pytałem siebie po co mam iść na służbę albo w ogóle do kościoła. Nawet gdy dostawałem odpowiedź od drugiego człowieka, nie wpływała ona do mojego serca. To była pewna dawka wiedzy, która mówiła, że tak się robi lub, że warto tak robić. Moja, w pewnym sensie wegetacja wiary trwała do 21 roku życia. Oczywiście przez te lata zdarzały się wzloty i upadki pod względem zaangażowania w szeroko rozumiany Kościół i wspólnotę Kościoła, jednak nie ważne co, dalej trwałem w mojej posłudze jako ministrant. Gdy miałem 21 lat doświadczyłem żywej obecność Boga w moim życiu. To było na jednym z wyjazdów duszpasterskich (akurat wyjazd z Wrocławskiego duszpasterstwa), który wymógł na mnie zejście z mojego miejsca na kanapie przyzwyczajeń i nawyków. Można powiedzieć, że burza nadeszła nad mój wewnętrzny domek i trwała przez dwa tygodnie, bo około tyle trwał wyjazd i na różny sposób „dokuczała” mi. W tamtym czasie nie przypuszczałem, że mogę doświadczyć obecności Boga, nawet nie myślałem o czymś takim, nie wiedziałem, że coś takiego jest, ale się stało. Jednego dnia po Mszy Św. poczułem wielką radość, pokój serca, nadzieję i ufność do Boga. Nigdy wcześniej tak się nie czułem. To było dla mnie niezapomniane przeżycie, które pewnie będę wspominał do końca życia 😊 W miarę upływu czasu, gdy wspominam sobie tamto wydarzenie odkrywam coraz to nowe rzeczy, które doświadczałem już przed nim. Jednym z takich odkryć jest fakt, że nie przestałem być ministrantem i nie przestałem służyć w Kościele. Tak jak za dziecka ta posługa nie wypływała z mojego serca i wielokrotnie była poddawana przeze mnie pod wątpliwość, tak odkryłem, że wypływała ona z serca Jezusa. Przez całe życie, świadome i nieświadome, zawsze byłem z Jezusem i zawsze mu służyłem. Coś co się kiedyś wydawało marnowaniem czasu i pustym rytuałem lub obowiązkiem, stało się wyrazem niekończącej się miłości Boga do mnie. Odkryłem, że Bóg zawsze był przy mnie i nie pozwolił mi odejść od siebie. Niby od taka sobie rzecz, być ministrantem parę/paręnaście lat. Można by łatwo przeoczyć tą posługę w spojrzeniu na swoje życie z Bogiem, i powiedzieć: ‘’A młody byłem. Nieważne.’’, a jednak jak bardzo ważne, bo o ile ja w tym dużej zasługi nie miałem, to wielką zasługę miał Bóg i moim rodzice. Bóg chciał mieć mnie przy sobie. Jak teraz o tym piszę to muszę wspomnieć o tym, że samo podjęcie się wyjazdu duszpasterskiego, od którego wszystko się zaczęło, również było darem od Boga. Napisałem wyżej, że ten wyjazd dużo ode mnie wymagał i przed wyjazdem byłem tego świadomy (ale nie w 100%), że będzie on wymagający. Jednak podjąłem się niego i za to jestem również bardzo wdzięczny Bogu oraz ludziom, którzy mnie do tego popchnęli, popchnęli do życia bardziej.

Szczepan

Christus Vivit 1-2 1. Chrystus żyje. On jest naszą nadzieją, jest najpiękniejszą młodością tego świata. Wszystko, czego dotknie, staje się młode, staje się nowe, napełnia się życiem. Tak więc pierwsze słowa, które pragnę skierować do każdego z młodych chrześcijan, brzmią: On żyje i chce, abyś żył!2. On jest w tobie, jest z tobą i nigdy cię nie opuszcza. Niezależnie od tego, jak bardzo byś się oddalił, Zmartwychwstały jest obok ciebie, wzywa cię i czeka na ciebie, abyś zaczął od nowa. Kiedy czujesz się stary z powodu smutku, urazów, lęków, wątpliwości lub porażek, On będzie przy tobie, aby na nowo dać ci siłę i nadzieję.