IV Ndz Wielkanocna Ewangelia Jana 10, 1-10 „Niedziela dobrego pasterza. Oswojenie”

Jak dać się Bogu oswoić?

OSWOJONE OWCE

Widzę piękną zieloną łąkę, w tle na niebie widać przebłyski nieba i słońca, ale też w oddali burzowe chmury, które strzelają piorunami. Widzę kwitnące majowe kwiaty, ale też gdzieniegdzie uschnięta, pożółkłą trawę. Widzę ptaki, które fruwają na wietrzę śpiewając radośnie jeden do drugiego, ale też smutnego skowronka, który siedzi przy rozbitym jaju, które dopiero wyleciało z jego gniazda. Widzę naturę w całego okazałości, z jej pięknem różnorodności. Na taką łąkę życia Bóg wyprowadza także Ciebie. Widzę pasterza, który idzie przy stadzie swoich owiec, wołając każdą po imieniu. To nie jest zwykły pasterz, ale taki który bardzo dogłębnie i długo poznawał swoje owce. Zna ich imiona, cechy i obawy. Zna ich tożsamość. To nie jest zwykłe stado, ale takie, które jest różnorodne, każda mała owieczka, jest bardzo specyficzna i odrębna. 

Jednak każdą z nich łączy jedno. Każda owca dała się oswoić. Pozwalała stopniowo i powoli, aby pasterz się do niej zbliżał. Na początku była nieufna, niepewna i płochliwa. Pasterz patrzył na nią z daleka, potem dawała mu się wyprowadzić na pastwisko, jednak w bezpiecznej dla niej odległości. Pozwalała potem, by podchodził do niej krok po kroku, by do niej mówił i wołał po imieniu, aby mogła się schronić i napoić. Zaczęła widzieć, że jego głos zawsze zwiastuje coś dobrego, zawsze chce ją ochronić. Jego głos, stał się jej nadzieją, jej drogowskazem, który prowadzi do owczarni. Następnie pozwalała mu się dotknąć, zbliżyć, przytulić i pogłaskać, do tego stopnia, że tęskniła w chwilach, kiedy tego nie było. To wszystko działo się w procesie. Przyszedł moment, że ta osierocona owca, stała się owcą zaadoptowaną, przygarniętą. Ona sama chciała przychodzić do pasterza, chciała być jak najbliżej. Pasterz oswoił ją. Pokochał, a ona pokochała Jego. On ją wyprowadzał do życia, na łąki na których jest i piękno i brzydota, na pastwiska, gdzie jest i śmierć i życie. Wyprowadzał ją w świat, w bezpieczny sposób. Najpierw on sam ją oswoił, a potem wyprowadzając do świata, który także może pokochać i oswoić w jego dziwnej, przeróżnej naturze.. W świat, który już jej nie paraliżuje, ale który zaciekawia, wzrusza, raduje i skłania do działania. Jest tak, bo owca umie już rozpoznać głos swojego Pana, nawet jeżeli zbłądzi, to jego ciche echo roznoszące się w lesie przebija się przez jej oswojone serce.  Umie rozróżnić ten głos wśród innych głosów, stał się jak głos matki, która śpiewała w dzieciństwie kołysanki, czy głos ukochanego, który mówi słowa miłości w momentach radości jak i smutku. To stał się pewny głos zawsze łączony z miłością i bezpieczeństwem. Owieczka, już się nie boi, że Pasterz ją zwiedzie, zniewoli, zabierze jej wolność i radość. Ona już zna swojego Pana i chce być mu posłuszna. Wie, że kto jest posłuszny, nie przestaje pragnąć, ale identyfikuje się do tego stopnia z kochaną osobą, że łączy jej wolę ze swoją własną. Posłuszeństwo to, nie jest przełykaniem gwałtu, ale jest doświadczeniem wolności. Taka jest ścieżka wiodąca za pasterzem. Jest prawdziwa, nie bez trudu i smutku, ale zawsze z Nim, przy Nim, z pewnością, że nie jesteś sam.

Taki jest głos Pana dla oswojonej owcy.

Jak ja mogę dać się Bogu oswoić? Czy są sfery, w których jestem jak płochliwa owca, która boi się swojego pasterza? Gdzie nie umiem odróżnić głosu Boga od pozostałych głosów? Pasterz jest dobry i cierpliwy, przez całe nasze życie godzi w naszym sercu różne rodzaje owiec, aby stały się jednym spójnym stadem, które wejdzie przez Bramę, prosto do swojej owczarni, swojego DOMU. Godzi te płochliwe i przestraszone